Longines Presence L4.921.4.78.2

Zegarki Longines odkąd pamiętam kojarzyły mi się z elegancją. Elegancją w czystej, prostej formie, nie tak wytworną i podrasowaną szlachetnymi kruszcami (jaką np serwuje nam ekstrawagancki Moser) jak również nie nahalną elegancją, wzmacnianą tzw “bling factor” (jaką np można dostrzec w niektórych modelach Rolexa czy Hublota). Elegancją skromniejszą, ale na swój sposób wysublimowaną, którą moim zdaniem idealnie oddaje subtelna uroda jednej z ambasadorek marki, indyjskiej aktorki i modelki Aishwarya Ray Bachchan. Zdaję sobie sprawę, że skoro tak to kojarzę to najwidoczniej w jakimś stopniu uległem działaniu sprytnego marketingu, ale bynajmniej nie czuję się z tym faktem źle. Powiem więcej, pasuje mi klimat jaki tworzy wokół siebie Longines. Kobiety o zjawiskowej urodzie, sportowe kabriolety w stylu retro, czy wreszcie lotnictwo z jego pionierskich czasów.

focuslongineselegance1
Jedna z reklam z ww. ambasadorką w roli głównej.

Zatrzymując się na moment przy lotnictwie, wypada wspomnieć o jednym z najsławniejszych modeli z pod znaku “latającej klepsydry”, a mianowicie o Lindbergh Hour Angle Watch, zaprojektowanego pierwotnie przez sławnego lotnika Charlesa Linghberga, i upamiętniającego jego przełomowy lot z 1927 r. Obecnie produkowany jest on w kilku wariantach, różniących się m.in. średnicą koperty, a jego charakterystyczną cechą jest otwierany tylny dekiel przez który można podziwiać pracujący mechanizm.

b0126f38-5251-45ab-8dd5-6c7fd824139d
Jedna ze współczesnych reedycji zegarka “Hour Angle”

backlindberghatlanticvo
…. i kolejna od strony dekla wersja z chronografem

Kontynuując lotniczy wątek, czas dla odmiany na smutną dygresję. Od mniej więcej roku utkiwła mi w pamięci fotografia przedstawiająca rzeczy ofiar rządowego Tupolewa w Smoleńsku, na której widniał zegarek sfotografowany od strony dekla z widocznym grawerem “uskrzydlonej klepsydry”. Być może nie wypada o tym pisać, bo w porównianiu z lotniczą tragedią zegarki to temat błachy, ale sama symbolika tego zdjęcia mocno wryła mi się w pamięć. Ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że jeśli za składowe budujące wizerunek marki uznawane są m.in. “subtelna elegancja” czy też “lotnictwo jako pasja” to ta fotografia przytłacza swoim chłodnym, sytuacyjno-historycznym cynizmem.

Wracając jednak do wątku zasadniczego chciałbym w końcu przybliżyć model, którego stałem się szczęśliwym posiadaczem około cztery tygodnie temu. Jest nim Longines Presence L4.921.4.78.2, który przybył do mnie w jasno-brązowym drewnianym pudełku, zawierającym oprócz zegarka książkową instrukcję i gwarancję w formie plastikowej karty.

4

Pierwszą rzucającą się w oczy rzeczą jest stalowa, smukła koperta o średnicy 38,5 mm, mierzona bez koronki. Trzeba przyznać, że wraz z szarą tarczą, koperta bardzo korzystnie koresponduje z połyskującym, czarnym, skórzanym paskiem o rozmiarze 20mm. Jeśli chodzi o samą tarczę to wybrałem jej srebrno-szary wariant kolorystyczny, pomimo że w tym modelu do wyboru mamy również kolor biały ze wskazówkami złotego koloru. Tarcza jest giloszowana na całej powierzchni, z tym że najbardziej rzucająca się w oczy pod tym względem jest jej środkowa część, natomiast od strony zewnętrznych krawędzi giloszowanie jest delikatniejsze i dostrzegalne dopiero po dokładniejszych oględzinach. Dodam jeszcze, że nakładane stalowe indeksy wraz z klasycznymi wskazówkami budują delikatny i zarazem genialny retro-klimat tego zegarka. Szkiełko jest płaskie i oczywiście szafirowe. Osobiście uważam, że w “garniturowcach” szafir powinien być już zwyczajnym standardem i w zasadzie chyba już tak jest. Pomijam tu wszelkie reedycje czasomierzy np ze szkłem hesalitowym, które przeważnie nawiązują do swoich historycznych pierwowzorów. Te usprawiedliwiam, ponieważ odwołują się do wyższej symboliki i klimatu dawniejszych czasów lub innych wartościowych wzorców poprzednich epok, związanych z wieloletnią tradycją danej manufaktury.

5

Wracając do mojego zegarka posiada on wodoszczelność na poziomie 3 ATM, czyli jak najbardziej akceptowalną w przypadku tzw zegarków garniturowych. Pewnego rodzaju drobnym minusem jest jednak jego niewielkich rozmiarów koronka. Pomimo, że wizulanie bardzo ładnie komponuje się z całością (świetnie wykończona, posiada m.in. grawer w postaci logo i nazwy producenta wciśnięte na bodajże dwumilimetrowej powierzchni), to z punktu widzenia ergonomii użytkowania cechuje ją lekki dyskomfort. Wspomniany dyskomfort odczuwalny jest oczywiście podczas ustawiania wskazań godziny i daty. Dwupozycyjność samej koronki jest na tyle słabo wyczuwalna, że na początku uznałem, iż zakupiony czasomierz nie posiada funkcji szybkiej zmiany daty. Możliwość szybkiego jej przestawiania odkryłem dopiero na trzeci dzień, po dokładniejszej zabawie Longinesem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Sercem każdego zegarka jest jego mechanizm (frazes oklepany, ale niepodważalny). W przypadku mojego Longinesa jest to cal. 619, czyli zmodyfikowana ETA 2892.A2. Werk ten jest powszechnie znany, przypomne więc jedynie jego najbardziej istotne parametry: 21 kamieni, 42 godzinna rezerwa chodu, liczba wibracji: 28800/h.

2
Mechanizm L619, czyli zmodyfikowana przez Longinesa ETA 2892.A2.

Cechą charakterystyczną mojego cal. 619 jest fakt, że wszelkie czynności związane z ustawianiem godziny i daty, a także ewentualne dokręcanie, wykonuje się kręcąc koronką w dół. Manipulacja w kierunku odwrotnym (czyli do góry) jest zablokowana, tzn. nie jest możliwe np cofanie wskazówek podczas ustawiania czasu.

W tym miejscu chciałbym się podzielić kolejną dygresją, tym razem odnośnie mechanizmu, którą w zasadzie powinienem kontynuować w osobnym wątku.

W samej 2892.A2 (i tym samym w cal. 619) zastanawiała mnie zawsze wydajność pracy modułu automatycznego naciągu. W praktyce, na podstawie własnych obserwacji zegarków opartych na tym mechanizmie zauważyłem dwie pozornie wykluczające się prawidłowości.
Otóż nienakręcony czasomierz w 2892.A2 w środku, po założeniu na rękę bardzo szybko startuje, co sugerowałoby wydajną pracę modułu automatu. Z drugiej jednak strony np po 8-10 godzinnym, “jednorazowym noszeniu”, uzyskana rezerwa chodu nie wystarcza nawet na ok 24 godziny samodzielnej pracy. Żeby “dobić” do ponad czterdziestogodzinnej rezerwy chodu zakładanej przez producenta, moim zdaniem trzebaby było ponosić zegarek przynajmniej kilka dni. Nie sprawdzałem (jeszcze) tego dokładnie, ale wszystko na to wskazuje. Po jednorazowym noszeniu zegarka (bez dokręcania) przez 10 godzin, przy średniej aktywności (dzień poza domem, praca, zakupy, krótki spacer itp) uzyskuje się rezerwę chodu niższą od 24h.
Być może szybki start nienakręconego cal. 619 wynika z faktu, że tak naprawdę sprężyna nie jest do końca rozprężona, a lekkie wstrząsy towarzyszące zakładaniu czasomierza na rękę, pobudzają pracę balansu oraz całego regulatora, który rozpoczyna dystrybucję energii, korzystając jedynie z resztek generowanej przez sprężynę mocy. Jeśli ta teoria okazałaby się prawdziwa to idąc dalej, aktywny od tego momentu moduł automatu w początkowej fazie swojej pracy zabezpieczałby jedynie mechanizm zegarka przed ewentualnym zatrzymaniem go na ręku, a dopiero w kolejnej fazie powoli nakręcałby sprężynę do bezpieczniejszej wartości. Przyjmując taki bieg wydarzeń moglibyśmy dojść do wniosku, że moduł automatu w 2892.A2 wcale nie jest taki wydajny, ale żeby to dostrzec trzeba nosić zegarek okazjonalnie, bo przy codziennym, systematycznym użytkowaniu ta cecha jest niezauważalna. Problemu też w zasadzie nie ma, bo jak wiadomo 2892.A2 posiada możliwość ręcznego dokręcania sprężyny i jeśli sytuacja tego wymaga to można bez stresu z niej korzystać. W 2824-2 nie jest to już takie oczywiste, bo jak wiadomo, pomimo, że ta możliwość istnieje, to przy nadmiernym korzystaniu z ręcznego dokręcania, moduł zdecydowanie częściej ulega awariom. Skoro dla porównania jesteśmy już przy 2824-2 to muszę zaznaczyć, że samodzielne ruszenie zegarka opartego na tym werku, osobiście uzyskuję po ładnych kilku, a nawet kilkunastu minutach od założenia zegarka na nadgarstek. Jeśli więc miałbym porównać te dwa mechanizmy w praktyce, to poza rozmiarami i cechami wizualnymi jest to jedyna rzecz, która “na szybko” różnicuje opisywane ETY. Samą kulturę pracy werku Longinesa oceniam stosunkowo wysoko. Obracający się rotor jest cichy, a jego metaliczny dźwięk towarzyszący obrotom jest słyszalny dopiero po znacznym zbliżeniu zegarka do ucha. W momencie samego ustawiania, czy też dokręcania nie występują żadne opory czy też nadprogramowe dźwięki. Samo “cykanie” też jest ciche i jakby współmierne do subtelnej elegancji opisywanego modelu, choć w sumie nie jestem pewien czy to jest zaleta. Dla kontrastu Mołnia cyka głośno i pięknie, a nie znam nikogo komu by to przeszkadzało, za to wiele osób, które się tym zachwycają
Tyle mojego nudzenia o mechanizmach. Dodam tylko, że fabrycznie mój cal.619 jak narazie robi odchyłkę na poziomie 9s na dobę, więc nie jest źle, ale mam nadzieję, że wynik ten jeszcze się trochę poprawi. Liczę na to, tymbardziej, że nie mam zamiaru oddawać zegarka do regulacji w obce ręce, wcześniej aniżeli ów będzie wymagał czyszczenia i smarowania (fachowo zwanego serwisowaniem).
A skoro już o deklu mowa to muszę stwierdzić, że ten w Presence (jak zresztą w większości garniturowców) jest stonowany. Starannie wypolerowany. posiada wytłoczoną jedynie informację na temat użytej do produkcji stali oraz nr referencyjny modelu.

Nic więcej narazie nie przychodzi mi do głowy na temat rzeczowego zegarka…. no może jeszcze tylko to, że datownik przeskakuje w nim równo o 24.00 co oczywiście zaliczam “in plus”. Z zakupu jestem zadowolony, a na zakończenie krótkiej recenzji przedstawiam zdjęcie nadgarstkowe głównego bohatera.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

6 thoughts on “Longines Presence L4.921.4.78.2

  1. Ewa September 7, 2013 at 5:44 pm Reply

    Nie znam pana, jednak muszę powiedzieć, że spodobały mi się pańskie recenzje. Aczkolwiek mógłby pan popracować nad konstrukcją zdania i gramatyką 🙂 Jeśli chodzi o kunszt literacki mogę tylko pogratulować. Nie mam pojęcia o zegarkach, a mimo to post mnie wciągnął 🙂
    Przyszła oddana czytelniczka

  2. bartezex September 7, 2013 at 6:04 pm Reply

    Szanowna Pani,
    Bardzo Pani dziękuję za poświęcenie swojego czasu i zapoznanie się z powyższym materiałem. Nad gramatyką postaram się popracować, tak aby moje przyszłe teksty czytało się z przyjemnością, a konstrukcje zdań były usystematyzowane i płynne niczym przejazd samochodem osobowym przez dobrze oznakowane, nowoczesne skrzyżowanie w centrum miasta 😀

  3. masterwally September 13, 2013 at 9:37 am Reply

    “Pierwszą rzucającą się w oczy rzeczą jest stalowa, smukła koperta o średnicy 38,5 cm, mierzona bez koronki.”
    Fiu, fiu – trza mieć łapsko pod tą klepsydrę 🙂

    • bartezex September 13, 2013 at 9:59 am Reply

      Potęzny rozmiar! powinno być oczywiście 38,5mm 😉

  4. Sartre December 30, 2018 at 9:34 pm Reply

    Cześć. Nie wiesz może czy dokładnie ten sam mechnizm jest w Longines Lyre L4.960.4.12.2
    Podobna cena, wielkość koperty i układ sugerowałoby że tak.

    • bartezex December 31, 2018 at 9:34 am Reply

      Tak, siedzi tam również caliber L619, czyli zmodyfikowana przez Longinesa ETA 2892-A2.

Leave a comment